Recenzja filmu

Trzej muszkieterowie (2011)
Paul W.S. Anderson
Logan Lerman
Milla Jovovich

Dumas po tuningu

Nie dość, że sceny pojedynków, pościgów i strzelanin zostały zgrabnie wkomponowane w fabułę, to jeszcze każda  z nich ma w sobie urok dobrego awanturniczego kina.
Jakie miłe zaskoczenie! Mając w pamięci poprzednie filmy Paula W.S. Andersona, spodziewałem się, że "Trzej muszkieterowie" będą przypominać kolejną sztywną jak zwłoki odsłonę "Resident Evil" z gwardią kardynała Richelieu w zastępstwie zombie. Tymczasem adaptacja powieści Aleksandra Dumasa okazała się jednym z najlepszych rozrywkowych tytułów tego roku. 

Andersona i jego scenarzystów porównałbym do krawców, którzy dostali do przerobienia jesienny płaszcz. Wdzianko zostało zwężone w pasie, rękawy skrócono, kołnierz obszyto różowym futerkiem, a na koniec doczepiono nowe guziki. W ten sposób stary ubiór, zachowując oryginalny krój, stał się ponownie modny. Podobnie ma się sprawa z "Muszkieterami":  twórcy rozpruli, a potem zszyli na nowo intrygę, modyfikując lub usuwając poszczególne wątki. Dodali akcję, humor i efekty specjalne, do jakich przyzwyczaił się współczesny widz, a potem opakowali to wszystko w technologię 3D.  Dzięki temu klasyk płaszcza i szpady, choć nie stracił charakteru XIX-wiecznego literackiego pierwowzoru, może dziś konkurować z repertuarem każdego multipleksu.

Bodajże po raz pierwszy ekranowa rozrywka w wykonaniu Andersona nie wydaje się mechaniczna. Nie dość, że sceny pojedynków, pościgów i strzelanin zostały zgrabnie wkomponowane w fabułę, to jeszcze każda  z nich ma w sobie urok dobrego awanturniczego kina. Bohaterowie z równą sprawnością władają szpadą i językiem – efekciarskiej, podlanej slow motion rozróbie towarzyszy tu słowna szermierka. To, że jest ona miodem dla uszu, należy, oczywiście, zawdzięczać aktorom. Nikt z obsady nie nadyma się i nie udaje, że gra w poważnym filmie kostiumowym. Świetny jest zwłaszcza Orlando Bloom jako przegięty książę Buckingham z podkręconym wąsem i przebiegłym uśmieszkiem na twarzy. Sprawdza się też Logan Lerman wcielający się w D'Artagnana wdziękiem zbitego szczeniaka, który chce ponownie zasłużyć na kość.  Jedynie Christoph Waltz (pamiętny Hans Landa z "Bękartów wojny")  nie ma tu nic do grania – jego Richelieu wydaje się niezmiennie znudzony dworskimi intrygami mającymi doprowadzić do zmiany układu sił wśród europejskich mocarstw.

Zgodnie z nową świecką tradycją w finale twórcy zostawiają furtkę dla kontynuacji. Z niewiadomych powodów "Trzej muszkieterowie" zbierają w USA cięgi od krytyków, ale liczę na to, że tym razem publiczność nie przejmie się ich opiniami. Tylko dobry wynik finansowy może zagwarantować powstanie sequela. Tak więc szpady w dłoń, na koń i do kina!
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dawno nie widziałem filmu adaptowanego, w którym pierwowzór został potraktowany tak pretekstowo. "Trzej... czytaj więcej
Kino w XXI wieku wyraźnie zmierza do uzyskania mistrzostwa w technice "głośniej, szybciej, bardziej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones